Co roku do szpitali trafiają pacjenci z urazami kręgosłupa, spowodowanymi skokami do wody. Jeszcze więcej jest poszkodowanych w wypadkach na quadach czy motocyklach, a także po upadkach z wysokości – np. z drabiny przy zrywaniu owoców.
Niektórzy, niestety, nie wychodzą już na własnych nogach, mimo ogromnych wysiłków lekarzy i rehabilitantów. Jedna chwila lekkomyślności może tak wiele kosztować.
Do bezpiecznego skoku nie wystarczą doskonałe umiejętności pływackie, nie wystarczy nawet dobrze znany akwen… Głęboka woda? Na pewno? A skąd wiesz, czy np. jakiś pal nie wystaje z dna?
Lato sprzyja ryzykownym zachowaniom. To czas, w którym częściej odpoczywamy w plenerze, nad wodą, na działce, na wycieczkach, niektórzy siadają na motor czy quada. Skaczemy, pędzimy, wspinamy się…
– Najczęstsze urazy kręgosłupa to porażenia czterokończynowe związane ze złamaniami kręgosłupa szyjnego po skokach do wody, ale również cała gama urazów związana z coraz liczniejszymi na naszych drogach i bezdrożach motocyklami, quadami – mówi dr Łukasz Terenowski, ortopeda z Oddziału V Chirurgii Urazowo – Ortopedycznej szpitala w szczecińskim Zdunowie. – Tego typu urazy najczęściej występują u pacjentów młodych. Ale złamania kręgosłupa w okresie letnim nie omijają też ludzi starszych. Wiążą się najczęściej z pracami w ogrodzie, np. podczas zbiorów wiśni, czereśni. Ludzie stają na drabinkach i z nich spadają.
Lekarze przyznają, że dzisiaj i tak pacjentów z urazami po skokach do wody jest mniej, niż np. 20 lat temu. Prawdopodobnie liczne kampanie edukacyjne przyniosły pozytywny efekt. Jednak wciąż takie wypadki się zdarzają.
Wciąż więc trzeba przypominać, jak duże ryzyko wiąże się ze skokiem do wody. Do nieznanej wody, „na główkę”, skaczą często osoby będące pod wpływem alkoholu. Ale też zdarza się, że w zwykłej, bezalkoholowej zabawie, ktoś nie przemyśli swojego działania…
– Najczęściej są te same historie: młodym ludziom, którzy piją nad jeziorem, albo nad morzem, zaczyna brakować rozsądku, nachodzi chęć popisania się, lekkomyślność… – mówi doktor. – Skaczą, a woda okazuje się za płytka, albo coś w niej zalega na dnie. Miałem też pacjenta, który chciał pokazać synowi, jak bezpiecznie skakać na głowę z materaca, nad morzem. Skoczył, a w tym momencie odpłynęła fala i połamał sobie kręgosłup.
Te urazy, spowodowane skokami do wody, to tzw. urazy wysokoenergetyczne – człowiek z dużym przyspieszeniem, całą swoją masą „działa” na kręgosłup szyjny. Podobne powstają w wypadkach na motorach czy quadach. Często kończą się trwałą niepełnosprawnością, bo dochodzi du uszkodzenia rdzenia. W najlepszym razie pacjenta czeka długa rehabilitacja.
– Po operacji kręgosłupa rehabilitacja zawsze jest długa – mówi Łukasz Terenowski. – A często uraz kończy się niedowładem czterokończynowym i człowiek jest do końca życia zależny od innych. W przypadku skoków do wody „na głowę”, do urazu najczęściej dochodzi w obrębie kręgosłupa szyjnego. W razie uszkodzenia rdzenia, konsekwencją jest niedowład czterokończynowy, tzn. brak możliwości odczuwania, a także poruszania kończynami, zarówno górnymi jak i dolnymi. W przypadku upadków z wysokości najczęściej dochodzi do złamania w obrębie kręgosłupa lędźwiowego lub piersiowego. Uraz rdzenia na tym poziomie powoduje porażenie kończyn dolnych, z zachowaniem funkcji kończyn górnych.
Wielu tragediom można zapobiec. Wystarczy po prostu nie skakać do wody, zwłaszcza tej nieznanej. Ale i ta znana może nas zdradzić.
– Specjalizuję się w chirurgii kręgosłupa i operuję te kręgosłupy – mówi Łukasz Terenowski. – Odradzałbym skakanie do wody na główkę. Życie i sprawność to duża większa frajda niż skok. Zwłaszcza skok do wody nieznanej. Ale musimy też pamiętać, że co roku stan wody się zmienia. Że nawet jezioro, które znamy, do którego skakaliśmy z pomostu np. rok wcześniej, ze względu na skąpe opady, w tym samym miejscu, w kolejnym roku może być zupełnie inne.
Agnieszka Spirydowicz, promotor zdrowia
Pamiętaj! Informacje zawarte na tym portalu nie mogą zastąpić kontaktu z lekarzem!