W Policach, jak we wszystkich innych miastach, nie pracuje lub pracuje w bardzo ograniczonym zakresie wiele punktów gastronomicznych, usługowych i handlowych. Jedni zdecydowali o całkowitym zamknięciu, inni otwierają je na krótszy czas. Wielu przedsiębiorcom w oczy zagląda widmo bankructwa. Bez wsparcia państwa i samorządu nie dadzą rady.
Nawet jeśli jakiś punkt handlowy, usługowy czy gastronomiczny teraz działa, to notuje drastyczny spadek obrotu. Na polickim ryneczku nie ma już w ogóle sprzedawców przy zewnętrznych stołach sprzedażowych. Zamknięte są liczne pawilony, pozostałe pracują już tylko do 14 lub 16. Na ryneczku i tak pusto – są nieliczni odwiedzający, a kupujących jeszcze mniej.
– Moje obroty są teraz dziesięciokrotnie mniejsze, naprawdę bardzo małe – mówi Sebastian Ryncarz, kupiec z polickiego ryneczku. – Nie zarobię na obowiązkowe opłaty. A na nie potrzebuję 3700 złotych każdego miesiąca. To m.in. dzierżawa, ZUS. Jeśli nie przyjdzie pomoc, to będę musiał zamknąć pawilon i pójść do innej pracy.
Bo kupcy mówią, że odroczenie płatności ich nie uratuje. Liczą na umorzenie przynajmniej połowy czynszu za ten trudny okres (ze strony samorządu) i opłat: ZUS, podatki (to ze strony państwa).
– Samo odroczenie płatności wpędzi nas w długi – mówi Andrzej Pluta, inny kupiec z ryneczku. – Przecież ciążą na nas nie tylko opłaty, ale konieczność utrzymania siebie i swoich rodzin. A teraz obroty u mnie spadły o 90 procent, są symboliczne. Codziennie jednak przychodzę z nadzieją, że właśnie dzisiaj będzie lepiej.
Część przedsiębiorców już zrezygnowała z pracowników, bo obawia się, że nie będzie ich stać na zapłatę. Znaczny spadek obrotów notują też właściciele punktów usługowych i handlowych poza ryneczkiem.