Po raz kolejny z pomocą osobom potrzebującym pilnej interwencji medycznej na terenie gminy Police musieli spieszyć strażacy. Bo bywa, że brakuje tutaj zespołów ratunkowych pogotowia. Zwłaszcza teraz, w czasie pandemii.
We wtorek (22 grudnia) rano w Policach stacjonował tylko jeden zespół. Później przekierowano tu dodatkowy – ze Szczecina.
Po porannym potrąceniu trzech osób na przejściu dla pieszych (kobiety z dwojgiem dzieci) w Policach z pomocą przedmedyczną musieli spieszyć strażacy z tutejszej Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej. Nie po raz pierwszy. Tym razem karetka dotarła na miejsce po niemal pół godzinie.
– To prawda, karetka dotarła do tego zdarzenia po blisko 30 minutach – przyznaje Paulina Targaszewska, rzeczniczka Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Szczecinie. – W tym czasie nasze zespoły ratownictwa medycznego pracowały gdzie indziej, m.in. na ul. Wojska Polskiego w Policach, gdzie wcześniej także doszło do potrącenia kobiety. Dlatego na pomoc została wysłana jednostka straży pożarnej, co jest standardem postępowania, gdy zajęte są wszystkie zespoły ratownictwa medycznego. Strażacy mają odpowiednie przygotowanie do zabezpieczenia pacjenta do czasu przyjazdu takiego zespołu.
Straż pożarna nie dysponuje jednak ambulansami ratunkowymi, nie przetransportuje więc pacjenta do szpitala. A we wtorek (22 grudnia) rano w Policach był tylko jeden ambulans z obsadą.
– W Policach był tylko jeden zespół, bo część osób przebywa na zwolnieniach lekarskich lub na kwarantannie – przyznaje rzeczniczka. – Zadysponowany więc został drugi ze Szczecina. Teraz są dwa.
Rzeczniczka też przyznaje, że teraz nawet przy pełnej obsadzie mogą występować problemy z szybkim dysponowaniem karetek.
– W czasie pandemii sytuacja jest wyjątkowo trudna – mówi Paulina Targaszewska. – Bo nasze zespoły udzielają pomocy także osobom zakażonym koronawirusem lub z podejrzeniem takiego zakażenia. I po każdym takim zdarzeniu karetka musi być dokładnie zdezynfekowana, ratownicy muszą przebrać kombinezony i też przejść całą procedurę związaną z dezynfekcją. To zajmuje 30-40 minut.
Po pierwsze nie była tam straż, lecz przechodie i pracownicy Trans-netu, potem podjechała policja i straż. Owszem prawda że pogotowie póżno zareagowało. Mamy to co mamy