Sery i serniczki z Uniemyśla. Na warsztatach

– Serniczki zrobię też w domu – mówiła pani Danuta po pierwszej części warsztatów serowarskich. – Ale samego sera raczej nie będę robić…

Godzinę później zmieniła zdanie.

Na początek serniczki

Sobotnie (29 maja) spotkanie w Uniemyślu zaczęło się od produkcji deserów. Każdy był inny. Uczestniczki dodawały do białego sera, według własnego uznania: ciasteczka, dżemy… Żeby później je zapasteryzować i odłożyć w domowych lodówkach na wyjątkowe chwile, chwile warte podkreślenia samodzielnie skomponowanym smakiem, podzielenia się nim z innymi.

Spotkanie zorganizowała grupa lokalnych społeczników ze stowarzyszenia Strefa Pozytywnych Zmian. Z Programu Społecznik 2019-2021”  udało się zdobyć niewielki grant i zaprosić zainteresowane osoby do udziału w warsztatach serowarskich.

– Mogą w nich uczestniczyć nie tylko mieszkańcy Uniemyśla – mówi Radosław Maćkowiak, prezes Stowarzyszenia. – Zapraszamy też mieszkańców Polic czy nawet Szczecina.

Odbyły się już dwa spotkania. Będzie jeszcze jedno, 19 czerwca. Warsztaty prowadzi Agnieszka Belcyr, dla której serowarstwo to pasja. Poświęca jej swoje wolne chwile – zawodowo związana jest z polickimi Zakładami Chemicznymi. Po pracy zajmuje ją produkcja serów i wędlin. Chętnie dzieli się swoimi doświadczeniami z innymi.

– Wielką radość mi sprawia, gdy udaje się zachęcić innych do robienia własnych produktów i im to się udaje – mówi pani Agnieszka.

Zwraca uwagę, że do tego zajęcia trzeba podchodzić ze spokojem. Ale spokojnie nie znaczy bardzo poważnie. Okazuje się, że desery, także serniczki, lepiej wychodzą, gdy są robione z uśmiechem.

Pani Agnieszka dla uczestniczek warsztatów szybko stała się po prostu Agnieszką. A doświadczeniem dzieliła się nie tylko odnośnie technologii wytwarzania serowych deserów. Bo np. uświadamiała coś, co niby wiemy, ale nie zaszkodzi powtórzyć: mały słoiczek czy większy słoiczek to wciąż porcja na raz…

Szybko się też okazało, że panie wolą wyrabiać serniczki z wykorzystaniem zwykłych łyżek i widelców niż mikserem. Nie mogło nie przejść przez głowę, że to z szacunku dla surowca, a właściwie z chęci zachowania go dla większych porcji – żeby jak najmniej zostało na tych napędzanych elektrycznie trzepaczkach…

Dlaczego nie własny ser?

Gdy serniczki się pasteryzowały, panie mogły przystąpić do produkcji własnego sera białego. Pierwsze zaskoczenie – wystarczy do tego zwykłe mleko z supermarketu.

Na kuchenkach szybko stanęły duże garnki, wypełniono je mlekiem. I wtedy faktycznie potrzeba było chwili spokoju, uwagi i cierpliwości. Bo trzeba pilnować, żeby mleko osiągnęło odpowiednią temperaturę – nie zagotowało się, ale było wystarczająco gorące… No i trzeba dbać, żeby się nie przypaliło.

W odpowiednim momencie do mleka wystarczy dodać niewielką ilość octu jabłkowego lub soku z cytryny. Tutaj był ocet jabłkowy. Chwila… i ser gotowy. Jeszcze go przestudzić, odcedzić… Łagodny, delikatny, idealny np. do naleśników… Uczestniczki warsztatów nie kryły zdziwienia, że trzeba tak niewiele, żeby mieć własny ser.

– Ja chciałam sprostować – powiedziała już prawie na koniec warsztatów pani Danuta. – Mówiłam wcześniej, że sera raczej nie będę w domu robiła. Zmieniłam zdanie. Będę. To nie może się nie udać.


Możesz komentować anonimowo, wpisać dane ręcznie lub użyć swojego konta w mediach społecznościowych.